Opowieść świąteczna z dalekiego Pacyfiku

Z Bożym Narodzeniem związanych jest niezliczona ilość osobistych przeżyć oraz rodzinnych wspomnień, które w szczególny sposób przywoływane są w świątecznym okresie. Korzystając z okazji jaką jest dzisiejszy dzień, chciałbym przedstawić pewną świąteczną opowieść, której bohaterem był Andrzej Kordas, mój daleki krewny zza oceanu.

Andrzej (właśc. Andrew James Kordas), zwany również jako Andy, urodził się 6 października 1920 r. w Greenwich w amerykańskim stanie Connecticut. Jego ojciec Franciszek „Frank” Kordas (1885 – 1935) przybył do USA w październiku 1910 r. z leżących nieopodal Tarnopola rodzinnych Hałuszczyniec. Około 1911 r. Franciszek poślubił pochodzącą z Kujdaniec Katarzynę Wołoszyn (1891 – 1972), która była matką Andrzeja.

Ten ostatni, po zakończeniu szkoły średniej w Greenwich, wstąpił w dniu 12 grudnia 1942 r. do wojsk lądowych. W US Army służył jako radiowiec w 98th Signal Battalion, z którą to jednostką stacjonował w 1943 na Nowej Gwinei. W czerwcu 1944 wspomniany batalion został wysłany do nowogwinejskiej Hollandii, aby wziąć udział w walkach o wyspę Morotai w Holenderskich Indiach Wschodnich. Następnym przystankiem na szlaku wojennej wędrówki była wyspa Leyte, punkt wyjścia do planowanej inwazji na Luzon oraz wyzwolenia Filipin. Andrzej Kordas przybył tam wraz ze swym oddziałem w grudniu 1944 r.

Morotai_1944

Amerykańscy żołnierze lądujący na Morotai w dniu 15 września 1944 r.
(Źródło: Wikimedia Commons / Australian War Memorial)

W okresie tym pozyskał wielu dobrych znajomych za sprawą nietypowego prezentu, który otrzymał od swej rodziny na Boże Narodzenie. Jego matka Katarzyna przysłała mu z Greenwich chleb domowej roboty. Do przesyłki dołączona była instrukcja informująca o tym, aby bochenek otworzyć ze szczególną ostrożnością. W jego wnętrzu została bowiem ukryta… butelka whiskey.

W taki oto sposób matka sprawiła chwile radości swemu synowi oraz jego towarzyszom broni, z których żaden nie mógł być pewien jutra.

Luzon_1945

Amerykanie w akcji podczas bitwy o wyspę Luzon na Filipinach w 1945 r.
(Źródło: Carl Mydans / LIFE / milsurps.com)

Mimo trudu walk, a niekiedy może nawet i wielu tragicznych zdarzeń, Andrzej Kordas szczęśliwie przetrwał okres wojny na Pacyfiku. Brał udział w walkach o Luzon, a w sierpniu 1945 r., po przebytej malarii, był jednym z pierwszych radiooperatorów, którzy przekazali pewną znamienną depeszę nadaną wówczas z Waszyngtonu. Jej treść była następująca: „To nie jest oficjalny komunikat. Powtarzam, to nie jest oficjalny komunikat. Japończycy zamierzają się poddać”.

Dwa dni później Cesarstwo Japonii skapitulowało, a druga wojna światowa dobiegła końca.

Andrzej wrócił do domu w grudniu 1945 r. W czasie służby doszedł do stopnia starszego sierżanta (Master Sergeant), otrzymując przy tym kilka odznaczeń, a mianowicie Meritorius Unit Citation, Presidential Unit Citation, Victory Medal i Occupational Medal. Po wojnie ukończył on Williams College of Banking, a następnie pracował przez 33 lata jako bankowiec, dochodząc do stanowiska wiceprezesa Stamford Trust Company.

WWII-Victory-Medal

Wśród odznaczeń wojskowych, które otrzymał Andrzej J. Kordas za swą służbę podczas walk na Pacyfiku znalazł się m.in. World War II Victory Medal.
(Źródło: trentonmi.org)

Wolne chwile zwykł spędzać z rodziną, oglądając również filmy i relacje sportowe oraz zajmując się ogrodem. Lubił też podróżować, szczególnie do Las Vegas. Należał również do grupy arystycznej Sadrok Players, która występowała w różnych produkcjach filmowych. Jako ciekawostkę można podać, że jej nazwa jest ananimem nazwiska Kordas.

Andrzej Kordas zmarł 4 października 2014 r. w Norwalk Hospital w Connecticut.

Jego bliższym oraz dalszym krewnym, a także ludziom wiary, pozostaje mieć nadzieję, że Ten, którego narodziny dziś świętujemy, przyjmie do siebie duszę Andrzeja.

Bez względu jednak na zapatrywania, każdy z nas powinnien pamiętać o udziale amerykańskich Polaków w II wojnie światowej. Według danych, które przedstawił Jerzy Pertek w książce „Pod obcymi banderami”, blisko 350 tys. Amerykanów polskiego pochodzenia służyło w siłach zbrojnych USA, przyczyniając się do zwycięstwa aliantów. Warto dodać, że w wojnie tej obok Andrzeja uczestniczył również Marcin Kordas, jeden z jego dwóch braci. Z postacią tą związany jest pewien ciekawy incydent, do którego doszło pod koniec działań wojennych na froncie zachodnim w 1945 r.

Jest to już jednak temat na zupełnie inną opowieść.

Autor pragnie wyrazić podziękowania dla Władysława „Billa” Kordasa za udostępnienie materiałów niezbędnych do opracowania niniejszego wspomnienia.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Historia, Święta, Sylwetka, Wspomnienie i oznaczony tagami , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Możliwość komentowania jest wyłączona.